Inny wymiar bohaterstwa
Emanuel Ringelblum nie był jedyną osobą, która prowadziła w warszawskim getcie archiwum. Podobną pracę wykonywał również Hilel Seidman, ale zgromadzone przez niego archiwum się nie zachowało. Zachował się natomiast dziennik, w którym warszawskie getto zostało przedstawione z zupełnie nowej, nieznanej nam wcześniej, perspektywy.
Ortodoksi byli trzecią siłą, która obok ŻOB i ŻZW planowała powstanie w getcie. Menachem Zięba wydał orzeczenie halachiczne, że Żydzi ortodoksyjni mają walczyć z bronią w ręku. Hilel Seidman był jednym z nich. Spisany przez niego dziennik przedstawia całkowicie nieznany obraz warszawskiego getta: z tajnymi jeszywami i rabinami na barykadach powstania. Ponieważ Seidman był ortodoksem, jego zapiski uznano za kłamstwo i na wiele lat odłożono na półkę.
– Trudno jest odtwarzać pamięć historii, kiedy nie ma już ludzi, pamiątek, artefaktów – mówi Naomi Seidman, córka Hilela Siedmana, która przyleciała do Polski w 2013 na zaproszenie Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Warszawie w związku z obchodami 70. rocznicy powstania w getcie warszawskim. – Inne wspomnienia o moim ojcu miałam ja, a inne moje rodzeństwo i mama. Za każdym razem, gdy słyszałam jakąś historię o moim ojcu, wydawało mi się, że jest innym człowiekiem.
Jak mówi Naomi Seidman, ojciec wciąż jest obecny w jej życiu. – Jakiś czas temu dostałam e-mail od badaczki, która o niego pytała, chociaż wiedziała o nim więcej niż ja – wspomina. – Pojawiają się pytania o niego, niekoniecznie ze środowisk ortodoksyjnych, w których mój ojciec wyrastał i których był częścią. Z czworga jego dzieci tylko ja nie należę już do świata ortodoksyjnego. Dziennik mojego ojca trudno umiejscowić, bo nie należy on do heroicznych narracji o ludziach w getcie. Kiedy moi znajomi dowiadywali się, gdzie był mój ojciec w czasie wojny, pytali go o to, a on odpowiadał, że był jedynym nie bohaterem w getcie. Dla niego bohaterstwo miało inny wymiar.
Hilel Seidman przed wojną był publicystą, działaczem Agudy, sekretarzem żydowskiego koła parlamentarnego oraz kierował archiwum Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Warszawie. Po wojnie jego zapiski długo nie mogły zostać szerzej udostępnione. – Zetknęłam się z problemem zrozumienia dziedzictwa mojego ojca, gdy zaproponowałam, że przetłumaczę jego dziennik z jidysz na angielski, ale usłyszałam, że nie jest to wiarygodne źródło – mówi Naomi Seidman. – Znałam mojego ojca i wiedziałam, że jest uczciwym człowiekiem, dlatego trudno było mi przyjąć, że ktoś jego wspomnienia uznał za niewiarygodne. Jestem wdzięczna takim osobom, jak Anna Ciałowicz, które przybliżają życie i działalność mojego ojca innym.
Seidman urodził się w Buczaczu, mieście rodzinnym jego matki. Już jako młody chłopak zaczął interesować się historią i prowadził badania pod tym kątem w Buczaczu. Wtedy też rozpoczął korespondencję na ten temat z profesorem Majerem Balabanem. Seidman miał wtedy 13 lat, o czym profesor nie miał pojęcia. Później, gdy Seidman rozpoczął studia na Uniwersytecie Warszawskim, przypomniał Balabanowi o tamtej korespondencji, czym wykładowca był niezmiernie zaskoczony. – Rodzice mojego ojca nie byli zachwyceni świeckimi studiami na UW – przyznaje Naomi Seidman. – Jego ojciec zgodził się na to pod warunkiem, że wcześniej uzyska smichę, czyli tytuł rabina. Rodzice nie płacili za jego studia, musiał więc pracować, ale jego matka była z niego dumna i czasami chodziła pod oknami sali wykładowej kiedy miał egzaminy.
W czasie wojny życie Seidmana uratowała przyjaźń z Gutą Sternbuch, która pracowała w sierocińcu Janusza Korczaka. Zakochał się z niej biznesmen ze Szwajcarii, który pochodził z religijnej rodziny, ale nie miał głowy do nauki Talmudu. Zaproponował więc Gucie, że będzie zarabiał na utrzymanie rodziny, a w zamian ona będzie się uczyć. W czasie wojny ów biznesmen próbował ratować polskich Żydów. Pierwszy zakupiony przez siebie paszport portugalski wysłał do Guty. Ta poprosiła go jeszcze o dwa dla swoich rodziców. Jednak gdy dodatkowe paszporty do niej dotarły, jej ojca już deportowano. Guta oddała więc ten paszport Hilelowi. Oboje znaleźli się w obozie Vittel, ale tam też nie było bezpiecznie. Guta namawiała Seidmana do ukrywania się na terenie obozu. W ten sposób udało im się uratować.
– Mój ojciec łączył w sobie dwa światy: chasydzki i świat intelektualny, świat humanistów. To było możliwe tylko w jego przypadku. W naszej rodzinie nie udało się tego powtórzyć. Ja jestem profesorem uniwersyteckim i nie jestem osobą ortodoksyjną. Moje rodzeństwo pozostało w świecie ortodoksyjnym – dodaje Naomi Seidman.
Spotkanie z Naomi Seidman prowadzone przez Annę Ciałowicz odbyło się 21 kwietnia 2013 w synagodze Nożyków w Warszawie w ramach inicjatywy “Nizkor – o powstaniu ’43”. “Dziennik z warszawskiego getta” Hilela Seidmana w tłumaczeniu i opracowaniu Anny Ciałowicz ukaże się wkrótce nakładem Narodowego Centrum Kultury.
Katarzyna Markusz