"Ciemności skryją ziemię"
„Niemieckie obozy koncentracyjne. Stan faktyczny” to tytuł filmu, nad którym pracowali alianccy propagandziści tuż po zakończeniu II wojny światowej. Miał on pokazać prawdę o niemieckich obozach i unaocznić widzom o co toczy się ta wojna. Prace nad nim zostały przerwane, bo Zachód w obliczu zimnej wojny chciał mieć Niemców po swojej stronie. 27 stycznia 2015, w 70. rocznicę wyzwolenia Auschwitz, fragmenty tego filmu noszące tytuł „Ciemności skryją ziemię” zostały wyemitowane przez największe światowe stacje telewizyjne.
Propagandziści amerykańscy, brytyjscy i rosyjscy filmowali pod koniec wojny postępy swoich wojsk, dumnych żołnierzy jadących w czołgach, walczących na polach bitew. Ci żołnierze wkraczali również do obozów stworzonych przez Niemców, by zabijać innych ludzi. To, co tam zobaczyli było dla nich szokiem.
Kiedy alianci walczyli na północy Niemiec, dowiedzieli się, że znajdują się niedaleko obozu, do którego nie powinni wchodzić. Są tam ludzie ciężko chorzy, którzy mogą ich zarazić oraz – w przypadku gdy wydostaną się z obozu – sprowadzić na okolicę przeróżne epidemie. Żołnierze trafili wkrótce do Bergen, pięknego miasta, gdzie sfilmowali urocze rodziny spędzające czas na łonie natury, dzieci bawiące się piłką, drzewa, kwiaty, zasobne gospodarstwa domowe. W powietrzu wyczuwali jednak dziwny zapach. Kiedy otworzyli bramy znajdującego się w pobliżu obozu Bergen-Belsen, przeżyli szok. Nie dziesiątki, nie setki, lecz tysiące, dziesiątki tysięcy wychudzonych szkieletów; osób, które nie przypominały istnień ludzkich.
Żołnierze słyszeli o obozach już wcześniej. Dostawali takie informacje w raportach, ale nie wierzyli w nie dopóki nie zobaczyli tego na własne oczy. Żadne słowa nie są w stanie opisać tego, co nakręcono na filmie. Żaden film nie jest w stanie oddać rzeczywistości. Wychudzona do granic możliwości dziewczyna, która nie dała rady wstać, gdy żołnierze wkraczali do obozu, złapała jednego z nich za rękę i zaczęła całować. Nareszcie była wolna. Ci, którzy przeżyli, siedzieli obok tych, którzy byli już martwi. „Myślałem, że przechodzę obok trupa, a tymczasem on podniósł rękę,” mówił jeden z żołnierzy.
Alianci postanowili pochować zmarłych w masowych grobach. Zmusili niemieckich dygnitarzy, by brali udział w pochówkach lub przynajmniej się im przyglądali. Szkielety odziane jedynie w cienką skórę wyrzucane z ciężarówek i niesione do gigantycznych dołów. Niemcy szybko odwracali głowy. Nie chcieli, nie mogli na to patrzeć. Nie mogli też odejść, dlatego wzrok kierowali w inną stronę.
W innym z obozów znajdującym się na terenie Niemiec, alianci postanowili pokazać okolicznym mieszkańcom fabrykę śmierci, jaka znajdowała się w ich sąsiedztwie. Ci ludzie w czasie wojny wynajmowali od SS-manów więźniów obozu, których wykorzystywali do prac w swoich gospodarstwach. W chwili kręcenia filmu większość powtarzała: „myśmy nic nie wiedzieli!” Operatorzy nakręcili więc mężczyzn i kobiety, idących na zwiedzanie obozu niczym na wycieczkę, śmiejących się, rozmawiających ze sobą. Gdy przekroczą bramy obozu, będą wyglądać inaczej. Większość trzyma przy twarzach chusteczki, odwraca wzrok od stosów trupów. Kobiety płaczą i mdleją. Nie jest jasne, czy wiedzą, że ci ludzie zostali zamordowani, aby im – Niemcom, narodowi nadludzi – żyło się lepiej.
Rosjanie, którzy weszli do Majdanka, nakręcili piece krematoryjne, które dopiero co przestały pracować. Wewnątrz znajdowały się nie do końca spalone ludzkie szczątki. Tuż obok – stosy szkieletów; kości, które nie uległy spaleniu. W magazynach włosy ofiar, obcięty jasnoblond warkocz, który starannie zaplotła jakaś dziewczyna, nieświadoma, że idzie do komory gazowej. Buty, okulary, szczotki do włosów, pędzle do golenia, walizki z różnych stron świata. Tylko to zostało po ludziach zamordowanych przez Niemców.
Materiały filmowe zebrane przez aliantów miały zostać opracowane przez Sidneya Bernsteina. Głównym reżyserem filmu miał być jego przyjaciel Alfred Hitchcock, który ze względu na pewne zobowiązania zawodowe w Hollywood do ekipy dołączył później. Chociaż na pracę nad tym filmem poświęcił stosunkowo niewiele czasu to właśnie Hitchcock jest autorem rozwiązań koncepcyjnych i szokującego zakończenia. To on postanowił pokazać, jak niedaleko od miasteczek i wsi znajdowały się niemieckie obozy. To on w ten sposób chciał powiedzieć: „nie macie prawa mówić, że nie wiedzieliście.” Wiedzieli, musieli wiedzieć.
Ostatnia scena z filmu Bernsteina i Hitchcocka jest jednocześnie ostatnią sceną wykorzystaną w „Ciemności skryją ziemię”. Pokazano zdjęcia z rodzinnego albumu – zwykłych ludzi, którzy biorą ślub, cieszą się z narodzin dzieci, fotografują się przy rodzinnych uroczystościach i świętach. Na przemian z tymi zdjęciami pokazano trupy leżące wzdłuż drogi. To ci, którzy nie przetrwali marszu śmierci. Wychudzeni, z zapadniętymi policzkami, z odstrzelonym kawałkiem głowy. Zdjęcie, zwłoki, zdjęcie, zwłoki, zdjęcie, zwłoki. A w tle lektor przestrzega, żeby świat tego nie zapomniał.
Okazuje się, że zapomniał dość szybko. Alianci schowali ten film na półkę i nigdy nie pokazali go publicznie. Nie chcieli już traumatyzować Niemców, którzy byli im potrzebni w obliczu rozpoczynającej się zimnej wojny. Dlatego też nie rozliczono się z nazizmem w należyty sposób. Na kary śmierci skazano najwyższych rangą urzędników hitlerowskiego systemu. Ci, którzy trafili do więzień, szybko je opuścili na mocy amnestii.
Konrad Adenauer, pierwszy kanclerz RFN, prowadził ugodową politykę wobec nazistów. Wielu z nich powróciło do pracy w urzędach, zasiliło administrację. Denazyfikacja z prawdziwego zdarzenia nigdy nie miała miejsca. Na początku lat 50. jeden na trzech przedstawicieli MSZ był dawnym nazistą. Ciemności skryły ziemię znacznie szybciej niż przewidział Hitchcock z Bernsteinem.
Katarzyna Markusz