Rocznica wyzwolenia Auschwitz
Tym razem nie pojechałem do Auschwitz.
Może trochę się bałem, że dźwięk szofaru przed kilkutysięczną widownią nie zabrzmi tak jak powinien – wiadomo szofar, instrument mistyczny i potrafi spłatać figla. Może uznałem, że wśród tysięcy ludzi moja nieobecność przejdzie bez echa, może dlatego, że Auschwitz wolę przeżywać w samotności.
Najpewniej ze wszystkich tych powodów jednocześnie.
Uroczystość odbędzie się w gigantycznym – specjalnie na tę okazję uszytym – namiocie, który został ustawiony przy bramie prowadzącej do Birkenau. To szalenie ważne ze względu na Ocalałych – oni nie powinni już nigdy stawać na mrozie apelowego placu. Pozostałym zostanie oszczędzone pytanie, które zadawałem sobie przy prawie każdej rocznicy – jak to się dało wytrzymać, w cienkim pasiaku na trzydziestostopniowym mrozie.
To dobrze, że nie będzie przemówień – prezydentów, premierów i innych Bardzo Ważnych Osób. Głos Ocalałych będzie w ten sposób bardziej słyszalny.
To dobrze, że ceremonia będzie prosta i wolna od polityki. Za obozową bramą niech pozostaną dywagacje o „polskich obozach koncentracyjnych” czy liście niezaproszonych lub urażonych niezaproszeniem.
Nie starajmy się też dociekać – jak to było możliwe? „Ludzie ludziom…”
Zagładę możemy zważyć, zmierzyć, skatalogować, opisać – nigdy zrozumieć. Zrozumieć Zagładę, znaczy stracić odrobinę człowieczeństwa, odrobinę duszy.
Nie dajmy się oszukać frazesem o „banalności zła”. Ono nie jest banalne – taka już jego natura.
Pamiętajmy o żyjących. Ocalałych i pracownikach Muzeum – związanych dążeniem byśmy nie zapomnieli. To od ich determinacji i poświecenia zależy nasze pamiętanie. Namiot zostanie złożony, zaproszeni się rozjadą, a oni dalej będą konserwować pamięć, beton i celuloid.
Niech koniec rocznicy nie będzie dla nas końcem pamiętania.
Piotr Kadlčík